poniedziałek, 30 marca 2015

Życie 4.

na siódmym piętrze byłem na przykład tylko raz. było tam tylko jedno mieszkanie. w dodatku miało ściany z szyby.
mniej więcej w połowie drogi od windy do końca korytarza, za szybą, stał manekin[1]. miejsce to było słabo oświetlone, jak to zazwyczaj bywa pośrodku drogi od czegoś do czegoś. manekin był mężczyzną albo kobietą. nie miał włosów ani nie był ubrany. mógł być za to wolny, choć za szybą.
nie wiem, czy manekin miał jakiegoś współlokatora, kolegę, żonę czy męża. pośrodku drogi zazwyczaj stoi się samemu. chyba nawet kiwnąłem mu głową na przywitanie, ale nie odkiwał
w sumie nie byłem na niego zły. podszedłem bliżej do szyby. spojrzałem mu prosto w oczy. nie miał oczu. spojrzałem na jego ciało – wyglądało na twarde, smutne, niedostępne i białe. manekin nagle upadł i roztrzaskał się. jego ciało rozsypało się po podłodze. dobrze, że stałem za szybą – nie dostałem odłamkami.
była to chyba najprawdziwsza chwila życia, jaką widziałem.  



[1] Bruno Schulz, Traktat o manekinach.

niedziela, 22 marca 2015

Małżeństwo 3.

jakże dziwny był to wieżowiec. mieszkało w nim tylko jedno normalne małżeństwo z małym dzieckiem. widziałem raz, jak małżonkowie leżeli w łóżku ze swoją pociechą i do tego łóżka wlazła im całkiem niebrzydka dziewczyna.
akurat stałem przy windzie. dziewczyna była nawet miła, więc powiedziała mi dzień dobry. ale przecież to był wieczór. nie odpowiedziałem. nie mogłem wybrać adekwatnej odpowiedzi.
dziewczyna zaczęła od łóżka. później wychodziła z małżeństwem na spacery. po czasie sama brała ich dziecko na dwór. a raz nawet wzięła na spacer sam wózek.
na koniec spakowała żonę i przygotowała jej kanapki na drogę. długa musiała być to droga, bo i kanapek było sporo. miła ta dziewczyna.

niedziela, 15 marca 2015

Wewnątrz 2.

każde pomieszczenie jest puste; wszystkie umeblowane, szare. podobno niedawno ktoś tu zrobił remont. podobno można odświeżyć pamięć, albo zamalować ją farbą. echo klatki powtarza dwa razy pierdolony truizm: życie, życie.
wchodzenie po schodach jako metafora... nie. wchodzenie po schodach, to tylko składnik kolejnej głupiej historii. wjeżdżam windą. pani mówi, że czwarte piętro, a ja już nic nie pamiętam. jadę do góry, a później w dół. ciekawe, co z tego wynika i jaki wynik pani poda tym razem.
chodziłem też pomiędzy piętrami, aż w końcu zgubiłem drogę. stanąłem przed grafomanią i zapukałem. uciekłem. schowałem się za winklem, przy windzie. czekam.
w końcu zrobiło się duszno i nie można na to nic poradzić.

niedziela, 8 marca 2015

Temat

Temat pojawia się wszędzie. Temat wszędzie się pojawia. Mówię, że temat zakłada kolejne maski i kolejne ciuchy tylko po to, żebym mógł go wszędzie widzieć. Leżę, chodzę, siedzę, cokolwiek – wszędzie. Dużo się mówi, że można to wszystko ominąć oglądając telewizję, zamulając na necie i jedząc. Gówno prawda. Wystarczy tylko, że przetniemy nasze spojrzenie z jakimkolwiek innym człowiekiem – bez różnicy, czy będzie to rodzina, znajomi czy obcy – temat sam ciśnie się na usta. Następuje ta niezręczna chwilowa pauza, później rozmowa i nic. I chociaż byłaby to najciekawsza rozmowa, uszyta najgrubszą nicią; choćby była to najtwardsza pauza, po której po prostu nie da się postawić żadnej nuty – wszystko nic.

Nie przywiązałem się przecież, o nie. Potrafię dać spokój; potrafię się odizolować na 24 dni; potrafię przeżyć kolejne 24 dni, które trwają już przeszło 22 lata; potrafię też wyrzucić to wszystko z głowy, jakbym robił porządki w pokoju. W nieprzywiązaniu najlepsze jest to, że można się poczuć wolnym. Tylko, co to słowo oznacza w dniu dzisiejszym? Prawda to i tak nie prawda, a wolność to i tak niewolność. Jesteśmy w tym momencie w takim punkcie, że jeszcze chwila i wszyscy będziemy niewolnikami. Historia kołem się toczy, a ludzie dookoła to skurwysyny. Niewolnictwo zniesiono ostatecznie w XX. wieku, ale takie prawdy zawsze są chuja warte.

Temat powrócił. Powrócił temat, bo ileż można pierdolić o ludziach? Tylko ludzie i ludzie, a co z tematem? Temat pozwala nie myśleć o sobie na góra dwie, trzy minuty – nawet w trakcie snu pojawia się on bowiem, jako mara i paranoja w jednym.



niedziela, 1 marca 2015

Na zewnątrz 1.

widzę długą ulicę. widzę też chodnik i widzę budynek. budynek ktoś pomalował czterema kolorami: ciemnozielonym, jasnozielonym, żółtym i białym. odwracam głowę tylko na chwilę, a kolory rozlały się też na ulicę i na chodnik. idę dalej – ulica była jednak krótka.

 •
nawet nie starałem się ominąć budynku. po prostu przez niego przeszedłem, jakbym był ciągle przyssany do jakiejś powierzchni – w pionie i poziomie.

od zawsze zastanawiałem się, czy można zejść po ścianie budynku wyprostowanym. sprawdziłem to od dupy strony.

zostawiłem za sobą budynek; ulica i chodnik też się już skończyły. stałem teraz pośrodku tych trzech rzeczy, nie widząc żadnej z nich. minęła chwila – pauza. poszedłem dalej drogą, ale nie wiem gdzie.

byłem mocno zaskoczony tym faktem – droga też się skończyła. bez drogi nie da się iść. nie wiedziałem gdzie pójdę. odwróciłem się jeszcze raz: zobaczyłem tylko nic; po chodniku, drodze i budynku nie było ani śladu.

jestem naiwny i głupi. nie dowiedziałem się też, czy można zejść po ścianie budynku wyprostowanym.

innym razem, z ciekawości wszedłem do środka budynku. później już chodziłem tylko dokoła – wewnątrz.

od tamtej pory
nigdzie indziej

nie chodzę.