poniedziałek, 30 marca 2015

Życie 4.

na siódmym piętrze byłem na przykład tylko raz. było tam tylko jedno mieszkanie. w dodatku miało ściany z szyby.
mniej więcej w połowie drogi od windy do końca korytarza, za szybą, stał manekin[1]. miejsce to było słabo oświetlone, jak to zazwyczaj bywa pośrodku drogi od czegoś do czegoś. manekin był mężczyzną albo kobietą. nie miał włosów ani nie był ubrany. mógł być za to wolny, choć za szybą.
nie wiem, czy manekin miał jakiegoś współlokatora, kolegę, żonę czy męża. pośrodku drogi zazwyczaj stoi się samemu. chyba nawet kiwnąłem mu głową na przywitanie, ale nie odkiwał
w sumie nie byłem na niego zły. podszedłem bliżej do szyby. spojrzałem mu prosto w oczy. nie miał oczu. spojrzałem na jego ciało – wyglądało na twarde, smutne, niedostępne i białe. manekin nagle upadł i roztrzaskał się. jego ciało rozsypało się po podłodze. dobrze, że stałem za szybą – nie dostałem odłamkami.
była to chyba najprawdziwsza chwila życia, jaką widziałem.  



[1] Bruno Schulz, Traktat o manekinach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz