czwartek, 28 lutego 2013

Wieczni malkontenci


Od transformacji minęło już przeszło 20 lat, a My wciąż na wszystko narzekamy. Nasze wymagania znacząco wzrosły. Ale na pewne rzeczy potrzeba więcej niż dwie dekady. Denerwujemy się, a żyjemy z roku na rok coraz lepiej. Chcielibyśmy żyć jak w bajce.

Nasze oczekiwania zostały przestawione na niebotyczne tory. Wszak to normalne, że po tylu latach uciemiężenia chcemy dorównać do najbardziej rozwiniętych krajów. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że kraje zachodnioeuropejskie lub inni światowi potentaci nie byli objęci Żelazną Kurtyną, która zatrzymała lub znacząco wyhamowała nasz normalny rozwój. Dlatego teraz chcemy dużo brać, a mało dawać, czyli odwrotnie niż w czasach PRL-ZSRR.

Te 20 lat to pierwszy od b. dawna okres, kiedy nic nas nie nęka. Jesteśmy suwerennym narodem zmierzającym, pod unijną banderą, w stronę tak długo wyczekiwanej przez nas integracji europejskiej, której chcielibyśmy być pełnoprawnym graczem, a nie pionkiem.
Ostatnio ponownie zostaliśmy największym beneficjentem siedmioletniego budżetu unijnego. Jednakże w mediach słyszymy głosy, że można było wziąć jeszcze więcej i dlatego teraz nie dyskutujemy o niewątpliwym sukcesie naszej dyplomacji, tylko o kolejnej porażce RP za granicą. Jak to z nami jest?

„Jest tak, jak zawsze w Polsce bywało w spokojnych czasach: nerwy nas ponoszą, bo nie są przyzwyczajone do długotrwałego spokoju. Trochę jak rozpieszczony system nerwowy alergików wariuje z byle powodu, bo nie ma z czym walczyć, za czysto wokoło, więc rusza do boju z powodu byle bodźca. Czymś przecież trzeba się denerwować, żeby nie zasnąć, wykonując te codzienne czynności.” - celnie zauważył na łamach POLITYKI Michał Witkowski.

Dajemy się łatwo prowokować. Jesteśmy nieufni. Z dużym dystansem podchodzimy do wszystkich działań prowadzonych zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej, bo w zasadzie jest nam dobrze. Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej – powiedział Statler do Waldorfa.

niedziela, 24 lutego 2013

Pro(b)log


Witaj gościu na mym blogu. Wypadałoby się przywitać, nieprawdaż? Ale nie mogę Ci obiecać, że tutaj zawsze znajdziesz teksty publikowane przeze mnie, bo „wypada”.

Nie jestem autorytetem ekonomicznym, politycznym, kulturalnym ani naukowym. Nie jestem również kimś, z kim musisz się zgadzać. Nie piszę, póki co, zawodowo, chociaż chciałbym to robić. Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem geniuszem, znam biegle 7 języków oraz co noc mam inną kobietę – parafrazując cytat ze znanego filmiku internetowego.

Co mogę zatem zaproponować, jako wciąż uczący się dwudziestolatek? Raz w tygodniu będę przepuszczał przez sito tony informacji, z których wyselekcjonuje jaką taką papkę. Ową papkę okraszę moją perspektywą spoglądania na świat oraz odcisnę na niej swoje piętno. Niekonwencjonalność to oręż, którym będę się posługiwał.

Czytając teksty pojawiające się na tym blogu będziecie karmić moją próżność, która codziennie mówi mi, że potrafię pisać lepiej niż przeciętnie. Nieskromnie uważam, że pośród milionów błyskających się i atakujących nas znienacka miałkich informacji, które są domeną globalnej sieci, warto raz w tygodniu odwiedzić ten blog i go po prostu poczytać.