niedziela, 25 stycznia 2015

Mini poradnik

W związku z ogólnospołeczną nieumiejętnością pisania dzienników/pamiętników, postanowiłem ułatwić Wam ich tworzenie. Zalecam pilne notowanie oraz pełną uwagę.

1. Podsumowanie dnia
Wszem i wobec wiadomo, że wszelkie podsumowania pozwalają nam na oznaczenie kolejnego punktu na prostej naszego życia; zapewniając nas o jego ciągłości i niepowtarzalności. Robimy to bardziej lub mniej udanie, ale jest to bezpośrednio związane z naszym życiorysem. Oczywiście puentą takiego tekściku musi być nadzieja na rozwój. Np.:

Dziś zrobiłem kupę tylko dwa razy. W stosunku do dnia wczorajszego jest to ewidentny regres, dlatego jutro rozpocznę dzień od surowej ryby popijanej wodą gazowaną.

Jestem już zmęczony życiem – stały regres. Mam ochotę zarzucić pętlę jak motorniczy. [1]

W ogóle to nie podoba mi się to wszystko. Jestem przeciwny, a nawet za.

2. W każdym dobrym pamiętniku musimy też wprowadzić pewną melancholię.
Specjalizujemy się w ponurowaniu (w wolnym tłumaczeniu przyciemniać barwy – przyp. red.) naszego życia. Każdy dzień, chociażby nie wiem jak był słoneczny, jest przykryty płaszczem melancholii. Należy o tym pamiętać; należy to stosować na swoim przypadku. Np.:

Starość nie radość. Mam dwadzieścia dwa lata, jeden dyplom i chujowe życie. Od pewnego czasu myślę, że czegoś w nim brakuje, ale nie wiem czego. Nic mi nie pasuje. Codziennie budzę się w apatii. Jestem typowym przypadkiem nihilistycznego konformisty. Ludziom to nie siada.

Dziś już nawet kawa mi nie smakowała. Co to znaczy?

Wciąż powtarzam słowa klasyka: jutro będzie kolejny dzień, ale sam już nie wiem, o co w nich chodzi. Jestem rozdarty.

3. Przekleństwo na każdą pogodę.
Aby zwiększyć kontrowersyjność naszego dziennika, musimy pamiętać, aby od czasu do czasu stworzyć akapit (lub dwa) opierający się na przekleństwie. Należy postarać się o przelanie tzw. flaków z olejem na papier. Puenta tekstu winna zawierać przekleństwo, które miałoby ręce i nogi. Np.:

Rano wstałem – zapierdol; po południu w pracy – zapierdol; po pracy obiad – wpierdalam; wieczorem film – chujnia; po filmie spać – kurwa, nie mogę zasnąć.

Piszę te słowa dla Was, bo dla siebie już od dawna, DO DIASKA, nie piszę.

Bezsenność.

KURDELEBELE, wreszcie zasnąłem.

Podsumowanie
Kuba (lat 22., student): - Odkąd zacząłem się stosować do (powyższych) zasad, stałem się lepszym obywatelem. Dziś, kiedy wszyscy wszystko uzewnętrzniają, wreszcie poczułem się jak ryba w wodzie. Więc, kochani: Ora et labora, jak mówił mój stary druh – ateista.




[1] Dwa Sławy – Gettin’ Money

niedziela, 11 stycznia 2015

Kilka kartek (część 1)

Oto kilka kartek mojego nienapisanego dzienniczka.

1.

Wszedłem ostatnio do mojego domu, ale takiego, wiecie, nieistniejącego. Minąłem wszystkie domowe rzeczy i obowiązki, i stanąłem w drzwiach do dużego pokoju.

Wreszcie zalogowałem się do środka, czy  jak to się tam mówi, i usiadłem. Oprócz mnie, w pokoju, siedziało również parę osób. Wygodne kanapy i stoliki. Rozmowa się nie kleiła, więc wyszedłem.

Rzuciłem jednak okiem na opuszczany pokój i, stojąc już w drzwiach, powiedziałem na głos: - Dwie osoby, trzy ekrany.

2.

Wieczorem wróciłem do domu. Godzina była już dość późna, dlatego skierowałem się w stronę łazienki, żeby dokonać wszelkich, przedsennych ablucji.

Widok siebie w lustrze sprawił, że popadłem w lekką zadumę. Kilka chwil mierzyłem się wzrokiem. Kiedy zatrzymałem się na swoich oczach, które, trzeba przyznać, również patrzyły się na mnie, znowu (!) powiedziałem na głos: - Jakub Bartecki jest pijany[1].

Poszedłem spać.

3.

Wsiadłem właśnie do pociągu relacji Częstochowa-Wrocław. Oprócz mnie, w przedziale siedział jeszcze jeden mężczyzna – wiek nieokreślony. Miałem miejsce przy oknie. Staraliśmy się na siebie nie patrzeć i wychodziło nam to nawet nieźle. Kiedy ja obracałem głowę w jego stronę, on akurat przewracał swe spojrzenie na puste miejsce naprzeciwko. I na odwrót.

W momencie, kiedy pan wyszedł z przedziału, zrobiło mi się jakoś tak nieswojo. Siedziałem teraz sam, więc skoro obracałem głowę w stronę wyjścia, to nie miało to żadnego znaczenia. Po kilku minutach siedzenia z samym sobą, delikatnie się rozzłościłem na mojego towarzysza.

W końcu wrócił.

Na kolejnej stacji (Opole), dosiedli się do nas: chłopak w moim wieku i dziewczyna w moim wieku. Od tej pory, pan, z którym dzieliłem podróż od początku, mógł ze spokojem wychodzić z przedziału – miałem już na kogo nie patrzeć.

c.d.n.



[1] Sanatorium, Rafał Wojaczek.

niedziela, 4 stycznia 2015

Trochę z psychozą

Wyszedłem ze sklepu, a coś ciążyło w kieszeni mojej kurtki. Bilans był dodatni, więc nie odczuwałem żadnego strachu. Jedyne, co zarejestrowałem, to okropna apatia, która wymalowała wszystkie ściany na szaro. Na niebie czarne chmury.

Kiedy wyszedłem poza sklep poczułem wibrujące zdenerwowanie. Nie wiedziałem, czy chodzi o ciśnienie, czy o zimno. Moje spojrzenie obarczało wszystkie pobliskie osoby jak godziwy sędzia. Albo nie godziwy. Strzelałem po ludziach groźnym wzrokiem, bo to oni się tak na mnie patrzyli. Raz jeden warknąłem na gościa, ubranego w dżinsy od góry do dołu – nie lubię manifestacji. Ale coś wciąż ciążyło w mojej kieszeni. Było mi ciężko.

Wreszcie, gdy dotarłem do niedaleko postawionego samochodu, doszedłem do wniosku, że wszystkie kamery zwróciły na mnie swoją uwagę. A co za tym idzie, wszyscy ludzie rozpoczęli te swoje chamskie łypanie. Co bym nie zrobił – czuję jak oczy leżą na moim barku. Jedne, drugie. Doprowadza mnie to do szału.

Zdecydowałem: wracam pod sklep. Tam jest dobre miejsce. Tam się poczuję bezpiecznie. Tam znajdę swój kącik. Nie będzie tak, że ktoś mi, kurwa, będzie podskakiwał wzrokiem. I nie wiem dlaczego, ale kiedy zwyczajnie sobie szedłem, wszystkim coś nie pasowało. Wszyscy jakoś tak wykrzywiali te swoje gęby na mój widok. A ja przecież nie jestem żaden inny, jestem Ten Sam, co oni.

Doszedłem wreszcie pod sklep. Kamery doszły ze mną. Kurwa, jakoś tak dziwnie.
Idę dalej. Wchodzę do sklepu. No i co? I, kurwa, gapi się ochroniarz. Więc idę. Pytam się: - Co jest? – Ale z czym? – odpowiada ochroniarz. – No, że się kurwa tak gapisz na mnie – powiedziałem. – Proszę się uspokoić – mówi on. A ja, że żadne tam się uspokoić, albo przestaniesz się czaić, chuju, albo masz jakiś problem. Co dziwny jestem jakiś? Upierdolony? Czy jakie co?

I widzę już, że coś tam stuka w tę swoja krótkofalówkę. Mikrofalówkę, czy jak to tam. Że coś się dzieje. Pytam się więc, co się dzieje? Co musisz wsparcie wzywać, bo nie potrafisz mi odpowiedzieć na proste pytanie? Co ja, kurwa, jestem jakiś przestępca czy złodziej? A on mnie bach za rękę. No to ja mu w pysk. I jazda. Ale zleciało się ich czterech i mnie wynoszą ze sklepu.

Jeden mnie jakoś tak trzasnął z haka i mi z mordy niucha leci. Czekam z nimi przed sklepem, a moją kieszeń chce porwać. Czuję, jakby w niej głaz leżał, a oni dalej swoje mordy krzywią. Podjeżdża pogotowie. Z policją. Więc mnie puścili. A ja, jak nie wyciągnę tego pistoletu, jak nie strzelę – będą miały chuje nauczkę. Blau. Żadne tam cyk, cyk, nabój poleciał – bronić.

Dupa. Złapali mnie. Kilka bomb wyłapałem. Krew. Krzyk. I wysłali mnie na badania, po tym jak spędziłem na dołku trochę czasu. Mówię lekarzowi: - Gościu, gdyby oni nie zaczęli, to bym nic nie zrobił.


Teraz czekam na przeniesienie. Trochę czasu upłynie. Czas w ogóle faluje jak morze. A oni mi powiedzą, że mam psychozę. Kurwa, jakby oni nie nic nie zrobili z wykrzywionymi mordami w ich stronę.

A teraz przeczytajcie ten tekst: