Patrzę i nie widzę – pomyślałem sobie. Aż tu
nagle zobaczyłem. Czasami zastanawiam się, czy ludzie w okularach widzą więcej?
Ale właściwie czego więcej? Główkuję również, komu potrzebne są okulary? No
komu?
Naturalnie ludziom z wadą
wzroku – przepraszam za ten truizm. Rzecz w tym, że chyba nie tylko im. Jak to?
Po co zdrowemu oksy? Zaraz, zaraz. Unormujmy - nie mówię o zerówkach.
Oczywiście chodzi mi o takie metaforyczne okulary, ale nie wiem czy byłyby one
wystarczające w tej sprawie. Do czego zmierzam. Przeczytałem dzisiaj w POLITYCE
(nr 30), iż w zeszłym roku wzrosła, z 15 do 17 tysięcy, liczba zaginionych w
naszym kraju. Zacząłem się zastanawiać, jak to jest właściwie możliwe? W kraju,
w którym Urząd Skarbowy namierzy Cię w każdej chwili, w każdej szerokości i
długości geograficznej, ginie liczba ludzi, która mogłaby zapełnić
częstochowski stadion żużlowy.
Ewidentnie coś tu śmierdzi –
powiedziałem sam do siebie, ale mój interlokutor nie odpowiedział ni słowa. Czy
nadeszły czasy, że trzeba być bardzo bogatym i przebiegłym, żeby z a g i n ą ć? Oczywiście jest to sprawa poważna,
nie naśmiewam się. Po co zatem te wszystkie kamery w miastach, po co bilingi
telefoniczne, po co wydziały śledcze? Wychodziłoby na to, że ładujemy kupę
pieniędzy na stertę pierdół, które nie spełniają swojego zadania – no chyba, że
mówimy o kontrolowaniu, czy czasem ktoś nie pije piwa na ławce, albo innych
takich głupot. Tu kamery sprawdzają się wyśmienicie. Autorka artykułu, na
którym właśnie bazuję – Violetta Krasnowska-Sałustowicz zniszczyła naszych
stróżów prawa, którzy w opisywanej sprawie (zaginięcia Iwony Wieczorek)
popełnili całą stertę błędów.
Może po prostu zamiast
opłacać wydziały śledcze dajmy szansę Urzędowi Skarbowemu lub dziennikarzom
śledczym, bo okazuje się, że oba p o d m
i o t y mają lepsze wyniki niż nasi policjanci.
A może wspomniane wyżej okulary coś zdziałają? Najpierw trzeba rozstrzygnąć,
czy naprawdę więcej się w nich widzi.
Ukradkiem z naszego pola widzenia znikają również, wydawałoby się, nieodzowne elementy naszych osiedli – place zabaw. Ich miejsce zastępują parkingi dla samochodów. Rozumiem, że dwadzieścia lat temu było mniej samochodów niż dzieci i dlatego przy wieżowcach/blokach budowało się place zabaw. Dziś natomiast to dzieci jest mniej niż samochodów. Może dlatego bardziej martwimy się o to gdzie zaparkować samochód, a nie gdzie zaparkować dziecko.
Ze względu na modę teorii spiskowych ja również wysnułem swoją. Rząd chce, w orwellowskim stylu, trzymać nas za mordy już od samego początku naszego p o l s k i e g o żywota. Ekipa rządząca stwierdziła, że łatwiej będzie rządzić samochodami. Podobno w planach jest zabranie becikowego – ekwiwalentu produkcji dzieci, i przekazanie go producentom samochodów. Wszystko to odbywa się na naszych oczach, ale my tego nie widzimy. A może nie chcemy widzieć? I tu ponownie powraca sprawa okularów.
Noszenie okularów jest modne. Badania (zapewne amerykańskich naukowców) wskazują, że 70% Francuzów nosi okulary, ale tam rządzą socjaliści, więc nigdy nic nie wiadomo. Może okulary są rozdawane, żeby wszystkim było po równo. Niemodne jest za to rodzenie dzieci – ważniejsza jest kariera. Z tego trendu zadowolone są tylko dwie grupy społeczne: politycy aka świnie oraz samochody. Statystyczny samochód, w badaniach przeprowadzonych przez PAP, jest „za” zmianie placów zabaw na parkingi. Ludzi nie pytano, bo nie zauważono ich związku ze sprawą.