W tym tygodniu po
raz kolejny postanowiłem odrzucić patetyczny ton. Nie wiem, czy to przez
weekendową pogodę, czy tak po prostu, bez żadnej motywacji. Jakoś tak wyszło.
Generalnie trzeba się mocno postarać, żeby gdzieś po drodze tworzenia tekstu nie wpaść w podniosły ton. Zewsząd jesteśmy atakowani tym, jak jest chujowo. I nawet jak człowiek obudzi się prawą nogą, i ma ochotę sobie poflirtować z żartem, to dostaje patetycznym obuchem w łeb, i wraca do porządku. Nawet jeśli jakoś wybitnie nie zajmuje się medialną codziennością.
Już kilkukrotnie naszkicowałem, w bardzo pejoratywny sposób, moją opinię o mediach, ale dziś nie o tym. No chyba, że wyobrazimy sobie sytuację przeciwną, w której czwarta władza ma moją dobrą opinię. Zatem wyrachowanie znika ze środków masowego przekazu. Od razu giną wszystkie tabloidowe pisemka. Dziennikarze rzetelnie, niezawiśle informują, komentują, reportażują, felietonują, et ceterują. Gazety kupuje średnio co drugi Polak i dziennikarstwo staje się opłacalne. Wiąże się z tym również wzrost sprzedaży innych form pisanych, czyli, z perspektywy, z której chciałbym za kilka lat patrzeć, hajs się zgadza. I dupa, nic więcej nie mogę sobie wyobrazić, bo to już zbyt duży poziom fikcji.
Wtrącę tu małą, jakże tabloidową anegdotkę, którą gdzieś ostatnio usłyszałem. Otóż, ponoć niemiecka gwiazda porno została wyrzucona z partii faszystowskiej, bo uprawiała seks z murzynem. W tym jednym zdaniu znajduje się tyle absurdu, że chyba nic więcej na ten temat pisać nie trzeba.
Żeby nie wpaść - bo już mnie delikatnie pociągnęło - w patetyczny ton, opiszę sytuację, w której się znalazłem ostatnio w tramwaju. Jako że mam w zwyczaju patrzeć na ludzi, oglądałem sobie twarze w jakieś dziewiątce czy szóstce. Dodam, że w wagonie było kilkanaście osób. Mały przekrój wrocławskiego społeczeństwa. Byli nastolatkowie – poubierani we wszystkie kolory tęczy i nieodłączne airmaxy. Było również kilku studentów – podejrzewam, że oni mieli coś wspólnego z Politechniką. Ktoś starszy, luj (dla niewtajemniczonych, jest to określenie wymyślone przez Michała Witkowskiego, z tym, że semantyki luja tłumaczyć chyba nie muszę) i ja.
Kierowca jechał jak szalony – tramwaj tańczył po szynach. Ludzie stojący również tańczyli, chcąc nie chcąc. Nagle podsłyszałem rozmowę dwóch studentów. – Ale dzisiaj słonecznie – mówi jeden. – Gorąco jak chuj – fachowo ocenia drugi. Zaznaczę tu jeszcze, że było na tyle ciepło, iż ludzie posiadający większe okna lub balkony, powylewali się masowo na świeże powietrze swoich domów.
I tak wszystko pięknie, studenci dalej się rozpływają nad aurą. – Mam ochotę na grilla, robimy dziś? – No w sumie można zrobić, ojebać sobie taką kiełbaskę z grilla, mmmm – No wiadomo, można podzwonić po ludziach, zebrać jakąś ekipkę – Dzwoń do Arka ja zadzwonię do Marka - No dobra. Ale jest zajebista pogoda. I nagle w powietrzu zawisa jak pacynka zdanie – A w ryj chcesz? – wypowiedziane z ust luja, który ubrany chyba w kurtkę zimową dzierżył w ręce jakieś swoje klamoty. Co prawda pan był w stanie wskazującym i wysiadł na kolejnym przystanku. Ale zepsuł mi też cały felieton.