Poznali się dopiero w Kalifornii,
pod koniec lat 60 ubiegłego wieku. Marek Hłasko, Krzysztof Komeda oraz Marek
Niziński - trzech przyjaciół, artystów. Historia prosząca się o scenariusz.
Pierwszy do Stanów Zjednoczonych wyemigrował Marek Niziński. „Plastyk kiepski, poeta dobry, fotografik doskonały. Urodzony dokumentalista. Jego najgłębszym i najbardziej skrywanym marzeniem było pisanie” - tak pokrótce opisywali go najbliżsi.
Drugi do Kalifornii zawitał Marek Hłasko - europejski James Dean. Pisarz przyleciał do Stanów, aby wznieść swoją sławę na wyższy poziom. W Europie był już szanowanym literatem, natomiast w USA miał zostać hollywoodzkim scenarzystą.
Ostatni w Mieście Aniołów zameldował się Krzysztof Komeda – z żoną. Pionier jazzu nowoczesnego w Polsce. Unikalny kompozytor muzyki filmowej.
Panowie, mimo iż wcześniej się nie znali, mocno się zaprzyjaźnili. Niziński radził sobie w Kalifornii bardzo dobrze. Co chwila dostawał zamówienia na sesje fotograficzne, pisywał reportaże. Komeda praktycznie od razu odniósł wielki sukces – jego Kołysanka do Dziecka Rosemary Romana Polańskiego stała się wielkim hitem. Na biurko kompozytora posypały się oferty i możliwości. Krzysztof stał się gwiazdą. Jednakże jego żona nie potrafiła żyć w Kalifornii i po kilkumiesięcznym pobycie postanowiła wrócić do Polski. Komeda źle to przeżył. Najgorzej za oceanem szło Hłasce. Jego scenariusz nie przypadł do gustu wytwórni, więc nie podpisano z nim kontraktu. Niemający pieniędzy pisarz musiał iść do pracy. Zaczął pracować przy artykułach metalowych. Wciąż pisał.
Przyjaciele spędzali ze sobą dni wolne, pomagali sobie w problemach, wspierali się w depresjach. Chcieli mocno żyć i tak właśnie się działo. Ich perypetie powinny doczekać się filmu, ponieważ niewielu Polaków odnosi sukces na taką skalę w stanach. Oczywiście mówię tu o sukcesie Krzysztofa Komedy (o którym filmy już kręcono). Ale jako że panowie tworzyli kolektyw, warto byłoby zobrazować tę historię pod tym właśnie kątem – trzech przyjaciół w bajecznym Hollywood. Świat blichtru, pieniędzy, sławy i używek. American dream. Ich karta nieszczęśliwie odmieniła się po jednej z imprez w domu Krzysztofa.
Wszyscy już wyszli, w domu zostali już tylko we dwóch – Hłasko i Komeda. Postanowili, że przejdą się kawałek, żeby trochę się rozruszać. Po przebyciu kilkuset metrów w nieoświetlonej okolicy, pisarz, w przyjacielskim geście, uderzył w ramię kompozytora. Komeda znikł. Okazało się, że wpadł do blisko dwumetrowej dziury, której panowie nie zauważyli. Konsekwencje tego wypadku były katastrofalne.
Pierwsze badanie nie wykazało żadnych poważnych powikłań upadku. Jednakże po kilku miesiącach „lejącego się przez ręce” Komede ponownie hospitalizowano. Tylko że na odwrócenie skutków skrzepu uciskającego mózg, było już zbyt późno. Krzysztof Komeda umarł 23 kwietnia 1969 roku w warszawskim szpitalu, do którego na trzy dni przed śmiercią przetransportowała go małżonka. W trakcie drugiego pobytu w szpitalu Marek Hłasko, obarczając się wciąż chorobą przyjaciela, powiedział, że „jeśli Krzysio umrze, to i ja pójdę”. Wyraźnie nie radził sobie z sytuacją.
Hłasko umarł 16 czerwca również 1969. Przyczyną jego zgonu było niefortunne
przedawkowanie leków i alkoholu. Ostatni, samobójczą śmiercią, odszedł w
styczniu 1973 roku Niziński. Nie mógł sobie poradzić z tragedią przyjaciół. Szesnaście
miesięcy – czas pobytu w USA Komedy – tyle czasu potrzeba, żeby zgasić trzy
jasno świecące gwiazdy. Przynajmniej w wymarzonym hollywoodzkim świecie, do
którego wszyscy chcą się załapać.
Tekst to efekt lektury książki „Ostatni tacy przyjaciele. Komeda. Hłasko. Niziński.” Tomasza Lacha.
Tekst to efekt lektury książki „Ostatni tacy przyjaciele. Komeda. Hłasko. Niziński.” Tomasza Lacha.
Daje do myslenia. Poczatkowo myslalem, ze to bedzie historia w stylu ''American dream", ale szybko przekonalem sie, ze zycie niestey bywa mniej rozowe.
OdpowiedzUsuń