poniedziałek, 11 maja 2015

o choroba

Kiedy już w Nowy Rok siadałem spać - w odróżnieniu od kładzenia się spać - w zimowej kurtce i ujemnej temperaturze w pomieszczeniu, wiedziałem, że jeżeli będę w pierwsze dni stycznia zdrowy, to przeziębienie mnie w tym roku ominą. Tak też było. Do czasu.

Miewam tak często, że kiedy w styczniu rozmawiam z przyjaciółmi o planach na ten rok, to nagle okazuje się, zupełnie zresztą niekontrolowanie, że jest już maj. Czas przyspieszył, ale nie ma się mu co dziwić, biorąc pod uwagę, że dziś zawsze wszystko jest na wczoraj.

Wychodziłem w tym roku wielokrotnie, nieczęsto natomiast wracając. Często gęsto, kiedy wybierałem się finalnie do domu, to lądowałem na samym środku dna butelki; jej wzburzone morza dezorientowały mnie, co do kierunku drogi.

Wychodziłem w tym roku rzadko, bo sytuacja sprawiła, że musiałem długo siedzieć w domu. Siedzenie w domu, to jedna z tych czynności, które na dłuższą metę są bardzo męczące.

I kiedy po tej całej eskapadzie pierwszych pięciu miesięcy, wreszcie zacumowałem na stancji, którą wynajmuje; kiedy wreszcie usiadłem i pozamulałem w domu; kiedy sytuacja ponownie zmusiła mnie do ulokowania się na parę dni w czterech ścianach - wtedy właśnie złapała mnie grypa.

To tyle z przesądów noworocznych.

PS
Co do wczorajszych wyborów, to zacytuje dość patetyczny fragment z Norwida:

Coraz to z Ciebie, jako z drzazgi smolnej
wokół lecą szmaty zapalone
Gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
Czy to co Twoje ma być zatracone?
Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
Co idzie w przepaść z burzą – czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
Wiekuistego zwycięstwa zaranie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz