niedziela, 26 kwietnia 2015

Klif

Pewien porządek musi jednak być. Jeżeli chcesz znaleźć się na skraju dwóch porządków, to idziesz na klif. Z jednej strony morze/ocean, z drugiej ląd. Więc jeśli naprawdę chcesz sobie odpowiedzieć na jakieś pytania, a musisz w końcu od czegoś zacząć, to ewidentnie kierujesz się do najbliższego urwiska - byleby dojść do odpowiedzi.

Chodzenie klifem jest o tyle niebezpieczne, że można na kogoś wpaść. Na kogoś, kto powie Ci np. coś takiego:

Nie ma sensu tego ukrywać, więc odpowiadam po prostu: jestem rzemieślnikiem. Oszlifowałem już miliony takich jak Ty. Miliardy. Przemierzając świat od tundry i tajgi po rozdzieloną od linijki Saharę. Pojawiam się wraz z poranną bryzą. Zachodzę ze Słońcem za horyzontem. Przede mną noc w pół się kłania. Szlifuję miliardy cząsteczek - treści, pozamykanych w człekokształtne formy. Kim jestem? Pustelnikiem. Puszczam miraże uczuć, które rozpuszczają się w pustce - eterze. Szukam wiary i nadziei, aby przegryźć ją ludzką szarańczą. Jestem pokojem, którego na świecie nie zaznacie. Składam się z czterech ścian. Dlaczego nie z sześciu? Ponieważ sufit i podłoga są względne. Ale czy pozostałe cztery ściany mnie blokują? Na to pytanie odpowiedz sobie sam.


A po czymś takim człowiek już sam nie wie, gdzie dokładnie szedł tym klifem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz