Pewien porządek musi jednak być. Jeżeli chcesz znaleźć się na
skraju dwóch porządków, to idziesz na klif. Z jednej strony morze/ocean, z
drugiej ląd. Więc jeśli naprawdę chcesz sobie odpowiedzieć na jakieś pytania, a
musisz w końcu od czegoś zacząć, to ewidentnie kierujesz się do najbliższego
urwiska - byleby dojść do odpowiedzi.
Chodzenie klifem jest o tyle niebezpieczne, że można na
kogoś wpaść. Na kogoś, kto powie Ci np. coś takiego:
Nie ma sensu tego
ukrywać, więc odpowiadam po prostu: jestem rzemieślnikiem. Oszlifowałem już
miliony takich jak Ty. Miliardy. Przemierzając świat od tundry i tajgi po
rozdzieloną od linijki Saharę. Pojawiam się wraz z poranną bryzą. Zachodzę ze
Słońcem za horyzontem. Przede mną noc w pół się kłania. Szlifuję miliardy
cząsteczek - treści, pozamykanych w człekokształtne formy. Kim jestem?
Pustelnikiem. Puszczam miraże uczuć, które rozpuszczają się w pustce - eterze.
Szukam wiary i nadziei, aby przegryźć ją ludzką szarańczą. Jestem pokojem,
którego na świecie nie zaznacie. Składam się z czterech ścian. Dlaczego nie z
sześciu? Ponieważ sufit i podłoga są względne. Ale czy pozostałe cztery ściany
mnie blokują? Na to pytanie odpowiedz sobie sam.
A po czymś takim człowiek już sam nie wie, gdzie dokładnie
szedł tym klifem.