W latach 1952-1955 zbudowane zostało osiedle Pruitt-Igoe, w
St. Louis, w stanie Missouri. (zdjęcie zamieszczam (celowo) pod leadem) Jego
historia skłoniła mnie do pewnych refleksji.
Zapewne zastanawiacie się, dlaczego zaintrygowały mnie losy jakiegoś osiedla, w jakimś mieście, w jakimś stanie. Już śpieszę z wytłumaczeniem. Pruitt-Igoe powstało w celach socjalnych – mieszkania dostawali ludzie aktualnie potrzebujący. Kompleks liczył sobie 33 jedenastopiętrowych wieżowców zbudowanych z, tzw. wielkiej płyty ułożonych w, jakże, funkcjonalne, symetryczne pasma. Początkowo wszystkim żyło się w miarę. Jednakże z upływem czasu na osiedlu rozrosła się przestępczość i wandalizm, z czego wynikał również, w późniejszym okresie jego istnienia, brak chętnych do zamieszkania . O Pruitt-Igoe panowała opinia, że jest to miejsce, w którym nie da się żyć.
Miejscowe władze znalazły się w patowej sytuacji: co zrobić z takim felernym osiedlem? Odpowiedź sama pcha się w moje usta, a że szanuje Was – czytelników – uważam, że też znaleźliście się właśnie klatce oczywistego, trochę wręcz instynktownego rozwiązania. Jak pokazała historia lokalni politycy St. Louis, to musieli być równi goście - oni również ulegli temu trywialnemu pomysłowi i wprowadzili go w życie.
Zatem, jak już się domyślaliście, 15 lipca 1972 roku Pruitt-Igoe zostało zrównane z ziemią, dzięki czemu problem przestępczości i wandalizmu na jego terenie znikł.
Do jakich refleksji pobudziła mnie ta historia? Zastanawiałem się trochę, jak to jest, że politycy w Polsce cieszą się tak złym zdaniem. Sam niejednokrotnie opisuję ich jako świnie, itd., ale odpowiedź jest chyba dość prosta. Załóżmy, że, w takiej samej, patowej sytuacji (jak ich koledzy po fachu z St. Louis) znajdują się nasi lokalni wybrańcy.
Zapewne do rozpracowania osiedla powstaje sztab kryzysowy, który z pomocą służb mundurowych, osiedlowych, itd., stara się – ten sztab- polepszyć image osiedla. Ładuje się w to kupę kasy, masę pracy i w ogóle. A wystarczyłoby podłożyć pod ten problem materiały wybuchowe i zrobić show – bo pewnie wszyscy chętnie by na coś takiego popatrzyli.
Trochę zabawy, a wizerunek zarówno polityków, jak i osiedla, to byłyby swoiste carte blanche, którymi można swobodnie dysponować. No dobra, chyba jednak żartowałem.