Wiem dobrze, że
gdybym podskoczył | Stanie się to w zepsutym tempie | Ziemia zrobi ze cztery
obroty | A ja spadnę dokładnie w to samo miejsce… Te cztery wersy Sokoła z
piosenki „Sztruks”, mimo iż wyrwane z kontekstu, dają Wam wyrywek ze stałego
statusu quo.
Zauważmy,
że już Adolf Hitler (też sobie wybrałem) w swoim Mein Kampf ubolewał nad władzą
pieniądza, nad nierównościami społecznymi, nad kiepskim stanem kultury (?).
Historia kołem się toczy. Od zarania dziejów co krok spotykamy się z piewcami
postępującej – w okresie, z którego pochodzi decydent, zawsze będzie to
najgorszy moment w historii świata – dekadencji. I pomimo iż pluję na Hitlera,
to dało mi do myślenia, że faktycznie jakbym podskoczył z 30/40 lat temu, to
Ziemia zrobiłaby po prostu „parę” obrotów, a ja spadłbym d o k ł a d n i e w to samo miejsce.
Oglądałem
ostatnio film pt.: „Układ Zamknięty” (2013) i był to kolejny kamyczek, który
usypał się na górkę mojego myślenia. Wiele się o tym mówi, ale chyba w
niewłaściwy sposób. Co rusz słyszymy, że
l u s t r a c j a, że połowa tzw. elity naszego kraju to pokłosie PRLu,
że w zasadzie to, kto był starym aparatczykiem, zależy już tylko od widzimisię
osoby mówiącej, bo obrzuca się tym czerwonym błotem wszystkich, kosztem rzeczy
ważnych. W „Układzie Zamkniętym” mamy do czynienia z dwoma głównymi bohaterami
– prokuraturą i urzędem skarbowym, a właściwie z ich szefami. Obaj panowie (w
bohaterów wcielili się Janusz Gajos oraz Kazimierz Kaczor) robią tzw. wałki.
Dla nich PRL jeszcze się nie skończył.
Rozpościerająca się na cały kraj siatka
ich wpływów i znajomości, dają im potężną i realną, przede wszystkim, władzę, z
której korzystają oni bez skrupułów. Nie może im zagrozić nawet reportaż
dziennikarski z ukrytej kamery, w trakcie którego ich winy są pokazane jak na
dłoni. Dodam tylko, że film został nakręcony na faktach i w oparciu o historię
z ostatnich lat, o czym jesteśmy poinformowani zaraz na jego początku.
Jest
pełno rzeczy, które zmieniły się tylko ze względu na swoją formę – ich treść
pozostała w nienaruszonym stanie. To trochę tak jak zmiana etykietki,
powiedzmy, napoju. Nikomu to nie robi różnicy, bo wszyscy i tak będą się
skupiali albo na marce, albo na cenie. Jest to zdecydowanie błędne koło, ale
jakoś tak ciężko wymyślić na to wszystko vademecum. Cytując innego rapera (Piha)
„życie jest trujące i wciąż nas uśmierca”. Różnimy się, na przestrzeni wieków,
tylko figurami, tylko to tempo jest trochę zepsute, nierówne (ale ze mnie
awangarda i skandalista).
Moglibyście wymyślić pewnie jeszcze i tysiąc akapitów, które być może zasługują już na
miano sztampy – jak kwestie polityczne czy po prostu coś innego, na co
zwrócilibyście uwagę. To trochę tak jak z poezją. Liczba interpretacji i
refleksji jest wprost proporcjonalna do czytelników. Ktoś zawsze może dołożyć
swoją cegiełkę do zbudowanej już pięknej, ogromnej interpretacyjnej willi.
Zauważcie,
że zawsze jesteśmy częścią wielkiego absurdu. Każda książka, sztuka, poezja,
wszystko, przedstawia jakiś wyrywek a k
t u a l n e g o świata (absurdu), w którym
czas generalnie rzadko kiedy zaskakuje. Problemem nigdy nie jest nasz
niekwestionowany – od swojego powstania, czy może bardziej liczenia – władca.
Wszystkie wielkie dzieła mogłyby powstać dzisiaj albo za sto lat, z tą tylko
różnicą, że może uwzględniałyby, w mniejszym lub większym stopniu, jakieś
aspekty aktualnej e p o k i.
Zdaję
sobie sprawę, że większość z Was przeczytała tylko odwołanie do Hitlera. Nawet
jeśli napisałbym ten tekst za 10, 50, 100 czy 200 lat to wszystko pod drugim
akapitem nie miałoby większego znaczenia. Byłoby tylko nic nie znaczącą
zapchajdziurą. Mógłbym tam napisać masę bzdetów, a czytelnik ocknąłby się
dopiero w tym miejscu, ponieważ resztę tekstu zajmował mu lot. A Ziemia, w
międzyczasie, zrobiła parę obrotów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz