niedziela, 27 października 2013

Skok wzwyż czy w dal?

Wiem dobrze, że gdybym podskoczył | Stanie się to w zepsutym tempie | Ziemia zrobi ze cztery obroty | A ja spadnę dokładnie w to samo miejsce… Te cztery wersy Sokoła z piosenki „Sztruks”, mimo iż wyrwane z kontekstu, dają Wam wyrywek ze stałego statusu quo.

Zauważmy, że już Adolf Hitler (też sobie wybrałem) w swoim Mein Kampf ubolewał nad władzą pieniądza, nad nierównościami społecznymi, nad kiepskim stanem kultury (?). Historia kołem się toczy. Od zarania dziejów co krok spotykamy się z piewcami postępującej – w okresie, z którego pochodzi decydent, zawsze będzie to najgorszy moment w historii świata – dekadencji. I pomimo iż pluję na Hitlera, to dało mi do myślenia, że faktycznie jakbym podskoczył z 30/40 lat temu, to Ziemia zrobiłaby po prostu „parę” obrotów, a ja spadłbym  d o k ł a d n i e  w to samo miejsce.

Oglądałem ostatnio film pt.: „Układ Zamknięty” (2013) i był to kolejny kamyczek, który usypał się na górkę mojego myślenia. Wiele się o tym mówi, ale chyba w niewłaściwy sposób. Co rusz słyszymy, że  l u s t r a c j a, że połowa tzw. elity naszego kraju to pokłosie PRLu, że w zasadzie to, kto był starym aparatczykiem, zależy już tylko od widzimisię osoby mówiącej, bo obrzuca się tym czerwonym błotem wszystkich, kosztem rzeczy ważnych. W „Układzie Zamkniętym” mamy do czynienia z dwoma głównymi bohaterami – prokuraturą i urzędem skarbowym, a właściwie z ich szefami. Obaj panowie (w bohaterów wcielili się Janusz Gajos oraz Kazimierz Kaczor) robią tzw. wałki. Dla nich PRL jeszcze się nie skończył. 
Rozpościerająca się na cały kraj siatka ich wpływów i znajomości, dają im potężną i realną, przede wszystkim, władzę, z której korzystają oni bez skrupułów. Nie może im zagrozić nawet reportaż dziennikarski z ukrytej kamery, w trakcie którego ich winy są pokazane jak na dłoni. Dodam tylko, że film został nakręcony na faktach i w oparciu o historię z ostatnich lat, o czym jesteśmy poinformowani zaraz na jego początku.

Jest pełno rzeczy, które zmieniły się tylko ze względu na swoją formę – ich treść pozostała w nienaruszonym stanie. To trochę tak jak zmiana etykietki, powiedzmy, napoju. Nikomu to nie robi różnicy, bo wszyscy i tak będą się skupiali albo na marce, albo na cenie. Jest to zdecydowanie błędne koło, ale jakoś tak ciężko wymyślić na to wszystko vademecum. Cytując innego rapera (Piha) „życie jest trujące i wciąż nas uśmierca”. Różnimy się, na przestrzeni wieków, tylko figurami, tylko to tempo jest trochę zepsute, nierówne (ale ze mnie awangarda i skandalista).

Moglibyście wymyślić pewnie jeszcze i tysiąc akapitów, które być może zasługują już na miano sztampy – jak kwestie polityczne czy po prostu coś innego, na co zwrócilibyście uwagę. To trochę tak jak z poezją. Liczba interpretacji i refleksji jest wprost proporcjonalna do czytelników. Ktoś zawsze może dołożyć swoją cegiełkę do zbudowanej już pięknej, ogromnej interpretacyjnej willi.

Zauważcie, że zawsze jesteśmy częścią wielkiego absurdu. Każda książka, sztuka, poezja, wszystko, przedstawia jakiś wyrywek  a k t u a l n e g o  świata (absurdu), w którym czas generalnie rzadko kiedy zaskakuje. Problemem nigdy nie jest nasz niekwestionowany – od swojego powstania, czy może bardziej liczenia – władca. Wszystkie wielkie dzieła mogłyby powstać dzisiaj albo za sto lat, z tą tylko różnicą, że może uwzględniałyby, w mniejszym lub większym stopniu, jakieś aspekty aktualnej  e p o k i.

Zdaję sobie sprawę, że większość z Was przeczytała tylko odwołanie do Hitlera. Nawet jeśli napisałbym ten tekst za 10, 50, 100 czy 200 lat to wszystko pod drugim akapitem nie miałoby większego znaczenia. Byłoby tylko nic nie znaczącą zapchajdziurą. Mógłbym tam napisać masę bzdetów, a czytelnik ocknąłby się dopiero w tym miejscu, ponieważ resztę tekstu zajmował mu lot. A Ziemia, w międzyczasie, zrobiła parę obrotów.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz