W ostatni
czwartek obchodziliśmy 69. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie obyło
się bez skandalu. Spójrzmy na to z innej strony.
Zacznijmy
od skandalu. No cóż. To w końcu Polska. Od lat toczy się spór o to, czy
Powstanie miało sens. Dwie strony walczą w sposób żywcem wyjęty z Dnia Świra –
Moja racja jest mojsza niż twojsza! Moja racja jest najmojsza! Nie powiem, bo
obie grupy mają swoje racje, które przeciągają linę na ich stronę, ale co
innego dyskutować o tym 70 lat później, kiedy nie jesteśmy od pięciu lat
wyniszczani wojną jak organizm pod wpływem raka, a co innego tam i wtedy.
Dyskusja jest raczej normalna. To z resztą nie temat skandalu.
Bez
wątpienia skandaliczne jest zachowanie pewnych środowisk politycznych, które
próbują przysłowiowo „coś ugrać” na wszystkim, łapiąc się każdej brzytwy. Do
meritum. Uroczystości od paru lat były zakłócane gwizdami i buczeniem. O godne
uczczenie pamięci powstańców wielokrotnie apelowali sami powstańcy. Nie inaczej
było w tym roku, przed rozpoczęciem uroczystości apel ponowił Generał Zbigniew
Ścibor-Rylski:
-Przemawiam
jako jeden z najstarszych weteranów drugiej wojny światowej. Mam prawie 97 lat.
Jestem chyba najstarszym uczestnikiem dzisiejszej uroczystości. Proszę was,
posłuchajcie mojego serca, moich słów: uczcijmy godnie pamięć naszych
wspaniałych dziewcząt i chłopców, którzy oddali swoje życie za wolność i niepodległość
naszej ukochanej ojczyzny. Nie wyrażajcie tu, w nekropolii naszej, swoich
poglądów. Swoje poglądy, uczucia pozostawmy gdzie indziej – powiedział łamiącym
się głosem Pan Generał.
Gwizdy
i buczenie jednak się pojawiły. W momencie gdy na Powązkach z wieńcem
podchodził premier Tusk i Władysław Bartoszewski. „Gdzie mamy dać wyraz swoim
preferencjom? Na ulicy? Właśnie przy okazjach!” – powiedziała bezimienna pani.
Na szczęście ludzie nie pozostali dłużni „Teraz nagle stare babki szumią” –
odpowiedział bezimienny pan. Poza tym ludzie starali się uciszać tych imbecyli,
którzy jednak zdecydowali się wejść ze świńską mordą na uroczystości.
Generalnie żyjemy w demokratycznym państwie, każdy może robić co chce. Ale
potrzeba naprawdę szczątkowego poziomu inteligencji i jako takiej wiedzy o nas,
Polakach, żeby samemu odpowiadać na pewne pytania i darzyć szacunkiem ludzi,
którzy na to zasługują. Żadna partia, ani żaden przywódca nie powinien robić z
głów swoich wyborców grzechotki, którą może sobie potrząsać w jedną lub drugą
stronę, kiedy mu się podoba. Ludzie tacy potem bezrefleksyjnie powtarzają tego
czy innego i sami siebie ośmieszają gwizdaniem oraz buczeniem na autorytet, w
czasach bez autorytetów - Władysława Bartoszewskiego. Boże, widzisz i nie
grzmisz.
Druga sprawa to samo Powstanie. Na całe
szczęście nie prowadzimy dzisiaj z nikim wojny – no chyba, że zaliczamy te
nasze służalcze interwencje na Bliskim Wschodzie. Mam nadzieję, że nie muszę
mówić dlaczego służalcze? Dobrze. Ale przenieśmy się, albo postarajmy się
przenieść w czasy wojny. Poruszcie swoją wyobraźnię, bo przecież nie możecie
wiedzieć tak naprawdę jak to było, bo znacie (i ja z resztą też) historie wojny
tylko z opowieści, czy historii. Teraz jednak dokonała się denominacja
patriotyzmu.
Ciężko
dzisiaj stwierdzić jak duży procent ludzi wziąłby udział, gdyby Powstanie
odbyło się (tak, tak, dalej lecimy na wyobraźni) dzisiaj. Przy tych wszystkich
wynaturzeniach, braku honoru, i innych ubytkach miliardów ewoluujących
cząsteczek – treści, pozamykanych w człekokształtne formy. Mogłoby się okazać, że przeżylibyśmy deja vu - Targowicy. „Kim jestem?
Pustelnikiem. Puszczam miraże uczuć, które rozpuszczają się w pustce – eterze.
Szukam wiary i nadziei, aby przegryźć ją ludzką szarańczą” – wydaje się mówić
do nas czas. Albowiem to właśnie on nas podsumuje.
Denominacja
patriotyzmu? Tak, tak. Dzisiaj, żeby być „prawdziwym Polakiem” musimy robić to,
co nam się wydaje, że się powinno robić, by ludzie pomyśleli, że jesteśmy patriotami.
Dzisiaj, gdy ktoś oddaje cześć ludziom, którzy walczyli o naszą niepodległość,
zatrzymując się w codziennym biegu o życie na minutę, aby chociaż przez
sześćdziesiąt sekund poddać refleksji to, co się wtedy stało, uważany jest za
idiotę, bo przecież tak się patriotyzmu NIE UPRAWIA. Trzeba się z patriotyzmem
obchodzić, wszak nie jesteśmy patriotami dla siebie samych, tylko dla innych. Z
resztą tak jak ze wszystkim.
Ja jednak
szanuje takich ludzi. Mój szacunek nie ma wartości, więc zdecydowana część
ludzi odpala ten felieton, jako byle gówno. Ale przebijając się przez grube
warstwy (tak jak ogry i cebule, które mają warstwy) mojej grafomanii, mam
wewnętrzny obowiązek, żeby gratyfikować to z czym się utożsamiam, a ganić to
czym gardzę. Choćby poprzez pismo. Ja sam nie wiem, czy wziąłbym udział w
Powstaniu. Teraz mogę powiedzieć, że na pewno, ale jestem tak słaby, jak każdy
z Was. Sytuacja mogłaby przewrócić mój punkt widzenia, kto wie. Nie wyobrażam
sobie jednak sytuacji, w której przestawiłbym mój mózg na tryb „wchłaniania wszystkiego,
co serwuje mi telewizornia, czy wszystkie inne (tak, żadne media nie są
obiektywne) media”, bo sam potrafię dojść do wniosku, że ludzi, którzy pokazali
mi jak się powinienem zachowywać w skrajnej sytuacji - agresji ze strony
sąsiadów i groźby utracenia mojej słowiańskiej (polskiej) duszy, rodziny,
korzeni, gleby, wygwizdywać nie wolno. Autorytety, w czasach bez autorytetów
istnieją, trzeba tylko poruszyć szare komórki, a nie włączyć srebrny ekran.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz