niedziela, 4 sierpnia 2013

O tym, jak czas zmienił Powstanie Warszawskie

W ostatni czwartek obchodziliśmy 69. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie obyło się bez skandalu. Spójrzmy na to z innej strony.

Zacznijmy od skandalu. No cóż. To w końcu Polska. Od lat toczy się spór o to, czy Powstanie miało sens. Dwie strony walczą w sposób żywcem wyjęty z Dnia Świra – Moja racja jest mojsza niż twojsza! Moja racja jest najmojsza! Nie powiem, bo obie grupy mają swoje racje, które przeciągają linę na ich stronę, ale co innego dyskutować o tym 70 lat później, kiedy nie jesteśmy od pięciu lat wyniszczani wojną jak organizm pod wpływem raka, a co innego tam i wtedy. Dyskusja jest raczej normalna. To z resztą nie temat skandalu.

Bez wątpienia skandaliczne jest zachowanie pewnych środowisk politycznych, które próbują przysłowiowo „coś ugrać” na wszystkim, łapiąc się każdej brzytwy. Do meritum. Uroczystości od paru lat były zakłócane gwizdami i buczeniem. O godne uczczenie pamięci powstańców wielokrotnie apelowali sami powstańcy. Nie inaczej było w tym roku, przed rozpoczęciem uroczystości apel ponowił Generał Zbigniew Ścibor-Rylski:

-Przemawiam jako jeden z najstarszych weteranów drugiej wojny światowej. Mam prawie 97 lat. Jestem chyba najstarszym uczestnikiem dzisiejszej uroczystości. Proszę was, posłuchajcie mojego serca, moich słów: uczcijmy godnie pamięć naszych wspaniałych dziewcząt i chłopców, którzy oddali swoje życie za wolność i niepodległość naszej ukochanej ojczyzny. Nie wyrażajcie tu, w nekropolii naszej, swoich poglądów. Swoje poglądy, uczucia pozostawmy gdzie indziej – powiedział łamiącym się głosem Pan Generał.

Gwizdy i buczenie jednak się pojawiły. W momencie gdy na Powązkach z wieńcem podchodził premier Tusk i Władysław Bartoszewski. „Gdzie mamy dać wyraz swoim preferencjom? Na ulicy? Właśnie przy okazjach!” – powiedziała bezimienna pani. Na szczęście ludzie nie pozostali dłużni „Teraz nagle stare babki szumią” – odpowiedział bezimienny pan. Poza tym ludzie starali się uciszać tych imbecyli, którzy jednak zdecydowali się wejść ze świńską mordą na uroczystości. Generalnie żyjemy w demokratycznym państwie, każdy może robić co chce. Ale potrzeba naprawdę szczątkowego poziomu inteligencji i jako takiej wiedzy o nas, Polakach, żeby samemu odpowiadać na pewne pytania i darzyć szacunkiem ludzi, którzy na to zasługują. Żadna partia, ani żaden przywódca nie powinien robić z głów swoich wyborców grzechotki, którą może sobie potrząsać w jedną lub drugą stronę, kiedy mu się podoba. Ludzie tacy potem bezrefleksyjnie powtarzają tego czy innego i sami siebie ośmieszają gwizdaniem oraz buczeniem na autorytet, w czasach bez autorytetów - Władysława Bartoszewskiego. Boże, widzisz i nie grzmisz.

Druga sprawa to samo Powstanie. Na całe szczęście nie prowadzimy dzisiaj z nikim wojny – no chyba, że zaliczamy te nasze służalcze interwencje na Bliskim Wschodzie. Mam nadzieję, że nie muszę mówić dlaczego służalcze? Dobrze. Ale przenieśmy się, albo postarajmy się przenieść w czasy wojny. Poruszcie swoją wyobraźnię, bo przecież nie możecie wiedzieć tak naprawdę jak to było, bo znacie (i ja z resztą też) historie wojny tylko z opowieści, czy historii. Teraz jednak dokonała się denominacja patriotyzmu.

Ciężko dzisiaj stwierdzić jak duży procent ludzi wziąłby udział, gdyby Powstanie odbyło się (tak, tak, dalej lecimy na wyobraźni) dzisiaj. Przy tych wszystkich wynaturzeniach, braku honoru, i innych ubytkach miliardów ewoluujących cząsteczek – treści, pozamykanych w człekokształtne formy. Mogłoby się okazać, że przeżylibyśmy deja vu - Targowicy. „Kim jestem? Pustelnikiem. Puszczam miraże uczuć, które rozpuszczają się w pustce – eterze. Szukam wiary i nadziei, aby przegryźć ją ludzką szarańczą” – wydaje się mówić do nas czas. Albowiem to właśnie on nas podsumuje.

Denominacja patriotyzmu? Tak, tak. Dzisiaj, żeby być „prawdziwym Polakiem” musimy robić to, co nam się wydaje, że się powinno robić, by ludzie pomyśleli, że jesteśmy patriotami. Dzisiaj, gdy ktoś oddaje cześć ludziom, którzy walczyli o naszą niepodległość, zatrzymując się w codziennym biegu o życie na minutę, aby chociaż przez sześćdziesiąt sekund poddać refleksji to, co się wtedy stało, uważany jest za idiotę, bo przecież tak się patriotyzmu NIE UPRAWIA. Trzeba się z patriotyzmem obchodzić, wszak nie jesteśmy patriotami dla siebie samych, tylko dla innych. Z resztą tak jak ze wszystkim.


Ja jednak szanuje takich ludzi. Mój szacunek nie ma wartości, więc zdecydowana część ludzi odpala ten felieton, jako byle gówno. Ale przebijając się przez grube warstwy (tak jak ogry i cebule, które mają warstwy) mojej grafomanii, mam wewnętrzny obowiązek, żeby gratyfikować to z czym się utożsamiam, a ganić to czym gardzę. Choćby poprzez pismo. Ja sam nie wiem, czy wziąłbym udział w Powstaniu. Teraz mogę powiedzieć, że na pewno, ale jestem tak słaby, jak każdy z Was. Sytuacja mogłaby przewrócić mój punkt widzenia, kto wie. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, w której przestawiłbym mój mózg na tryb „wchłaniania wszystkiego, co serwuje mi telewizornia, czy wszystkie inne (tak, żadne media nie są obiektywne) media”, bo sam potrafię dojść do wniosku, że ludzi, którzy pokazali mi jak się powinienem zachowywać w skrajnej sytuacji - agresji ze strony sąsiadów i groźby utracenia mojej słowiańskiej (polskiej) duszy, rodziny, korzeni, gleby, wygwizdywać nie wolno. Autorytety, w czasach bez autorytetów istnieją, trzeba tylko poruszyć szare komórki, a nie włączyć srebrny ekran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz