W tym tygodniu
kończę mój romans z emigracją. Wracam do tej naszej Polski. Na lotnisku
pożegnał mnie sam Gombrowicz (ostro).Zazwyczaj cisnę po malkontentach, bo
przecież narzekanie nic nie zmienia. Zabiera tylko cenny czas. Ale dzisiaj też
nim trochę byłem.
Znów
obudziłem się lewą nogą, bo tutaj ruch lewostronny. Źle mi było, choć nie mam w
zwyczaju za dużo narzekać, ale było mi bardzo źle. Przestało mnie dziwić, że
ludzie nie wracają do kraju. Bo po co? Trzeba mieć naprawdę silną motywację lub
studia w połowie, żeby wrócić. Dzięki kolegom z pracy (Seba, Kacper – piona)
przeniosłem się w czasie i znalazłem w trakcie emigracyjnego boomu na początku
obecnego wieku.
Ale
muszę już wracać. Do obowiązków, do rodziny, do przyjaciół. Spakowałem się
więc, no bo jak trzeba wracać, to trzeba, i pojechałem na lotnisko. Odprawiłem się
on-line, więc na lotnisku nie ma pośpiechu. Zostałem zaczepiony przez starszego
pana. Krótka gadka i rozpoznałem go. Witold Gombrowicz. Odezwał się on do mnie
w te słowa:
„A
lećże Ty, lećże Rodaku do Narodu swego! Lećże Ty do Narodu naszego świętego
chyba Przeklętego! Lećże do Stwora tego św. Ciemnego, co od wieków zdycha, a
zdechnąć nie może! Lećże do Cudaka naszego św., od Natury całej przeklętego, co
wciąż się rodzi, a przecież wciąż Nieurodzony! Lećże, lećże, żeby on Ci ani
żyć, ani Zdechnąć nie pozwalał, a na zawsze Cie między Bytem i Niebytem
trzymał. Lećże do Ślamazary naszej św. Żeby Cie ona dali Ślimaczyła!”
Musiałem
iść. No kocham tę naszą Polskę, ale o ile
łatwiej żyłoby się Polakowi nie w Polsce? Jesteśmy nadludźmi (nie wspominając o
narodach, które mają jeszcze gorzej od Nas), bo napotkana Angielka nie była w
stanie uwierzyć za ile my żyjemy miesięcznie. Że nasze życie przynajmniej pięć
razy cięższe od tego wyspiarskiego. Ale no nie potrafię, nie wrócić do naszego
kraju. Pewnie przyjadę tu, na Wyspy, z powrotem w przyszłym roku, ale póki co
ten nasz Stwór św. Ciemny płynie w moich żyłach i pozbyć się go nie mogę.
Dlatego wsiadłem do samolotu.
Samolot
już na pasie startowym pędził, więc Gombrowicz jeszcze to powiedział: „Lećże do
Szaleńca, Wariata naszego św. ach chyba Przeklętego, żeby on Cie skokami,
szałami swoimi Męczył, Dręczył, Cie krwią zalewał, Cie Rykiem swym ryczał,
wyrykiwał, Cie Męką zamęczał, Dzieci Twoje, żonę, na Śmierć, na Skonanie, sam
konając w konaniu swoim Szału swojego Cie Szalał, Rozszalał! „ Z takim więc
Przekleństwem od samolotu się odwróciwszy, do miasta wrócił.
A
ja zanurzyłem głowę w chmurach, pocałowałem horyzont i poleciałem.
Dając się Męką zamęczyć, ale chyba inaczej nie potrafię albo potrafię?