15 sierpnia
polska literatura straciła jednego ze swych tuzów. Niespodziewanie odszedł od
nas Sławomir Mrożek. Zabrał ze sobą mieszankę gustu, humoru i refleksji, które
świetnie łączył w swojej twórczości.
Pisarze
pokroju Mrożka zajmują szczególne miejsce w moim sercu, ze względu na utwory
zabarwione groteską, absurdem i humorem, które są moimi ulubionymi. Dlatego tym
gorzej przyjąłem tę smutną informację. Nie będę tu pisał co się stało, bo
wszyscy oglądają telewizje, więc wiedzą. Chciałbym jednak przybliżyć trochę tę
postać (mimo iż każdy może sobie to zrobić na wikipedii). Zrobię to jednak
trochę inaczej.
Mrożek
był odludkiem. Bez dwóch zdań. Widać to szczególnie, gdy obejrzymy lub
przeczytamy któryś z wywiadów z nim. Był jednak również niesamowicie spostrzegawczym
obserwatorem, co możemy wyczytać z jego dzieł. Ludzie uważali go za dziwaka,
tylko dlatego, że był typem samotnika, który nie miał parcia na szkło, który
potrafił sam sobie uszyć garderobę, oraz który przede wszystkim świetnie używał
swojego intelektu skrupulatnie zaglądając do ludzkiej, obrośniętej naskórkiem
przyzwyczajeń i obowiązujących norm, duszy. Szczególnie cenię pisarzy, którzy
wbijają grube szpile w głupotę ludzi, którzy zamartwiają się nieistotnymi
rzeczami, a Mrożek był jednym z nich, bez dwóch zdań.
Kunszt
pisarza został doceniony również za granicą – jego utwory przetłumaczono na
wiele języków. Ze wszystkich dzieł Mrożka, które przeczytałem, najbardziej, co
paradoksalnie w obecnej sytuacji trochę sztampowe, podobało mi się Tango –
kapitalna metafora peerelowskiej Polski. Zdecydowałem, że nie będę dzisiaj
pisał niczego długiego. Szczerze powiedziawszy wolę, żebyście poszli do biblioteki,
księgarni lub odwiedzili np. allegro.pl i wypożyczyli/kupili i przeczytali
sobie którąkolwiek pozycję z bogatego dorobku pisarskiego zmarłego autora.
Zakończę parafrazą słów innego wielkiego pisarza - koniec felietonu i bomba, kto nie
czytał Mrożka ten trąba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz