Jeszcze dwa
felietony dzielą mnie od „oczka”. Za dwa tygodnie będę mógł już pełnoprawnie
powiedzieć, że jestem dorosły, mój organizm przestanie rosnąć, itd. Słów o tym
kilka.
Mógłbym
napisać o tym jak bardzo mi żal, że już tyle lat, że nie ma tego i tamtego z
mojej młodości, kolejny raz wtrącając was na jakieś 3-5 min w dekadencki
nastrój. Wszak większość moich felietonów jest o tym samym, pisana tymi samymi
słowami, kierowana identycznymi, z tygodnia na tydzień, uczuciami. Tak, werbalizuje moje uczucia. Dla szczypty
męskiej części moich odbiorców, mówienie o uczuciach to objawy homoseksualizmu.
Jakimże zakłamanym skurwielem byłbym jednak, jeśli pisałbym coś, pod czym sam
bym się nie podpisał, co nie wyraża mnie? Ale przecież to już też banał.
Dwadzieścia
jeden lat to już fajnie. Zawsze chciałem tyle mieć. Od małego. Zazdrościłem
kuzynostwu, że oni chodzą na dyskoteki, itd. Nie mówcie mi, że Wy nie.
Wyobrażałem sobie jak bardzo moje życie się zmieni. Będę już dorosły, dojrzały,
w mojej głowie zagoszczą DOROSŁE problemy. Chciałem mieć koło 1.8 m wysokości,
bo to już taki męski wzrost. W międzyczasie mój brat osiągnął TEN wiek, co
dawało mi dodatkowego kopa podczas czekania, bo on znowu nie jest aż tyle
starszy ode mnie.
I
tak ciągnął się ten czas. Niziny, równiny, wyżyny i góry mojego życiorysu
kształtowały się raz bardziej przeze mnie, innym razem mimowolnie. Wiele rzeczy
mi się wtedy wydawało, tak samo jak i teraz zresztą. W parę rzeczy wierzyłem,
które teraz opuściłem. Tysiące porażek, setki sukcesów – po prostu życie.
Czekałem na ten spektakularny przeskok. Miałem zmienić się, wreszcie, z
gówniarza, z widzianego ostatni raz w wózeczku dzieciaczka, w mężczyznę.
Odnotowałem znaczący wzrost intensywności mojego życia. A może tak mi się tylko
wydaje teraz, a wtedy też prowadziłem równie, a może nawet bardziej barwne
życie?
No
i wreszcie jestem tu i teraz, robię to co robię, i dalej czekam na ten
przeskok. Czekam aż niebo otworzy się, żeby oznajmić mi, że już nie jestem
dzieciakiem. Ale co będzie o tym świadczyło? Czy to, że będę pił alkohol i chełpił
się tym? Jebał policję, bo to oznaka odwagi? Brał dragi, żeby nie pozostawać w
psychicznym tyle za światem? Kim jestem i co robię? Czy teraz faktycznie mam
DOROSŁE problemy?
Ciężko
to stwierdzić. Trzeba spojrzeć niekiedy samemu sobie prosto w oczy w lustrze.
Obejrzeć swoją duszę w ich otchłani, dokonać rachunku i liczyć na pozytywny
wynik. Picie dla samego picia, branie
dragów dla samego brania, czy jebanie policji dla samego jebania, nie zrobią ze
mnie mężczyzny. To nie to. Setki innych
popularnych teraz zachowań, które taśmowo kopiują po sobie kolejne pokolenia
również.
Chciałbym
powiedzieć, że żyje z dnia na dzień. Carpe diem. Jednocześnie irytuje mnie
moment, w którym chcąc się z kimś umówić, spotkać, ten ktoś mówi mi, że nie wie
co będzie robił w przyszłą sobotę, bo do tej pory może nawet umrzeć. Czy życie
z dnia na dzień to oznaka dorosłości? Chyba nie. Te i wiele innych dylematów
zaprzątają mi teraz głowę. Za dwa
tygodnie będę miał 21 lat. Sprawą, nad która najintensywniej się w tej chwili
głowię, jest odpowiedź na pytanie, czy dorosnę do 1.80 m (mam teraz 1.77) przez
te 14 dni. Ale to chyba nie znaczy, że jestem dzieciakiem, nieprawdaż?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz