niedziela, 2 czerwca 2013

Krok w kobiecy vlog, ze ściętą głową w tle

Jak Internet długi i szeroki, tak sam nasuwa mi cotygodniowy temat na felieton. Właśnie skończyłem czytać wywiad rzekę z Jerzym Urbanem (prowadzony przez Martę Stremecką), w którym wypowiada takie słowa o ówczesnej rzeczywistości politycznej – „ustrój robił się konserwatywno-komiczny, kapitalny dla dziennikarza, bo tematy aż pchały się w ręce”. Po raz kolejny stawiam się zatem w doborowym towarzystwie parafrazując słowa Urbana – Internet robi się liberalno-komiczny, kapitalny dla dziennikarza, bo tematy aż pchają się w ręce.

I tak siedzę sobie z moimi przyjaciółmi na kawce pomiędzy zajęciami. Spokój, chill out. Aż tu nagle moja przyjaciółka zarzuca filmem, który nie jest wcale skomplikowany, ale wywołuje głuchą konsternację. Wartki strumień naszych, kreatywnych, myśli brutalnie zatrzymuje intelektualne dno, które paradoksalnie działa jak tama, a nie jak typowe dno. Syf, kiła i mogiła. No dobra trochę ściemniam, bo już wiedziałem o tym zjawisku, ale przecież trzeba wprowadzić dramaturgię.

Filmiki proste jak budowa cepa. Nastolatka, a może nawet i dojrzała kobieta, wrzuca w internetowy eter wideo, na którym wyjmuje ze swojej torebki rzeczy i je opisuje. O proszę, tutaj mamy kremik do rąk. A tu nam się zawieruszyła szczotka do włosów. No patrzcie go, jaki nieśmiały, telefonik – oczywiście jakiś Iphone czy Samsung Galaxy S4, zestawienie nie do przyjęcia dla fanów obu firm, ależ ze mnie ancymon. Wyjmuje jeszcze parę gówienek i kończy filmik werbalną puentą, która brzmi mniej więcej tak: no, to tyle moi kochani – czym zawłaszcza sobie dana osoba zaskakująco obfitą publiczność – tak wyglądała moja torebka, sprawdźcie za tydzień jak i czym się będę malowała.

Lubię zadawać pytanie: w jakich czasach przyszło nam żyć? W ogóle moje teksty, proza – o której nie wiecie, wiersze – to samo co z prozą, są przesiąknięte tak ciężko patetyczną atmosferą (o której często przypominam), że niekiedy aż nie chce mi się tego czytać. No ale z drugiej strony, nie żebym nie miał ani troszkę racji w moich wizjach. W zeszłym tygodniu dwóch czarnoskórych mężczyzn wzięło i bestialsko – to dobre określenie – zamordowało angielskiego żołnierza w Londynie. Podejrzani najpierw potrącili ofiarę, a następnie odcięli jej głowę tasakiem i nożem. Świadkowie zareagowali adekwatnie do dzisiejszych trendów - być może takie reguły postępowania w przypadku niebezpieczeństwa i chęci niesienia pomocy dojdą kiedyś do naszego zapyziałego kraju – szybko wyciągnęli telefony i inne tablety, i zaczęli kręcić, aby czasem nie uronić ni łezki z tego świeżego materiału, który można by wrzucić do Internetu sygnując to swoimi pseudonimem, bo przecież nie nazwiskiem, i zbierać fejm oraz wyświetlenia.


Kiedyś, nie tak dawno temu, zastanawialiśmy się wspólnie na zajęciach, czy wypada zestawiać ze sobą kontrasty? Czy można połączyć tragizm i komizm, fantastykę i realizm, piękno i brzydotę, smród i ładny zapach? Wydaje mi się, że skoro można to było robić kiedyś (wszak to sztandarowe połączenia występujące w grotesce), tym bardziej można to robić dziś, gdy Internet robi się liberalno-komiczny, a tematy na felieton aż pchają się zewsząd w ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz