Zgniła PRLowska
zieleń bloków wita każdy mój poranek w rodzinnym mieszkaniu. Przeciągam się.
Nie zasłaniam rolet kiedy się przebieram. Prowokuje w ten sposób sąsiadów i
ludzi zamieszkujących wieżowce dookoła. Zapewniam ich również o moim zdrowiu
psychicznym. Ale czy ich to w ogóle cokolwiek interesuje? A Wy szpiegujecie
okna sąsiadów?
Jak
dobrze wiemy nauka i technika wykorzystała ostatnie kilkadziesiąt lat na 300%,
wrzucając naszej planecie szósty bieg. Oczywiście, że istnieją na Ziemi miejsca
niezurbanizowane, ani nie dotknięte chorobą dzisiejszej ludzkości, ale
generalnie obszary Niebieskiej Planety, w których mieszkamy albo chcielibyśmy
mieszkać, zasuwają jak pociąg TGV. Czasami wydaje mi się, że klaustrofobia
rozwinęła się wraz z postępem w ciągu ostatnich lat. Już tłumaczę.
Zobaczcie.
Przykład z oknem. Zakładam, że większość ludzi mieszkających w wieżowcach czy
blokach zasłania rolety jak się przebiera, albo idzie do łazienki lub innego
miejsca, którego widok z okna nie obejmuje. Chronię swojej prywatności –
odpowie oskarżony. Czy aby na pewno? Wizja stałej inwigilacji wygrywa z
poczuciem zdrowego rozsądku. Kreowana w mediach rzeczywistość, w której to
jesteśmy obserwowani na każdym kroku, a jak powiemy coś niegrzecznego albo
umówimy się z kimś na coś nielegalnego, napawa nas obawą, bo przecież policja
codziennie podsłuchuje moje rozmowy telefoniczne i co miesiąc skrupulatnie
przegląda moje bilingi. Nie mówię, że ludzi, którzy faktycznie parają się
jakimiś niezgodnymi z prawem profesjami policja nie ma na oku, ale
poczucie bycia obserwowanym „przez
system” – mówię tu o normalnych ludziach, którzy czasami łamią prawo, ale nie
jest to rzecz cykliczna i nie ma żadnego wpływu ani na budżet kraju, ani nie
zagraża zdrowiu innych - zakrawa trochę o absurd.
Rozbawiła
mnie ostatnio rozmowa z moim przyjacielem, podczas której przytoczona została
następująca historia. Człowiek wraca do domu w nocy. Na dworze niesamowita
ulewa. Jego dom jest w dzielnicy, nazwijmy ją, rolniczej. Sąsiadami jego
posesji są: pole żyta i łąka. Żyto jest jeszcze w początkowej fazie rozwoju. Mniej
więcej po środku kilkuhektarowej niwy stoi dwóch ludzi. Pierwszy trzyma w ręku
włączoną latarkę LED. Światło skierowane jest na drugą osobę, która kopie dół.
Przypominam, że jest środek nocy. Człowiekowi wracającemu do domu przez chwilę
przed oczami pojawia się Tony Soprano oraz Christopher Moltisanti z kultowej Rodziny Soprano. Gdy obaj serialowi
gangsterzy znikają ów człowiek zaczyna biec sprintem. Zatrzymuje się dopiero
za drzwiami swojego domu, drżącymi rękami zamykając wszystkie zamki. Chyba nie
muszę tłumaczyć dlaczego uciekał?
Nie
mówię, że nigdzie nie dzieją się dziwne rzeczy. Wszak, jak mawiał klasyk, są
na tym świecie rzeczy, które się fizjologom nie śniły. Np. w nowym FORUM
przeczytałem artykuł o notorycznych, w ostatnich latach, zabójstwach rosyjskich
oligarchów mieszkających w Londynie. Pierwszy z nich Borys Bieriezowski został
znaleziony z pętlą na szyi oraz ze złamanym żebrem. W podaną wersję zdarzeń –
samobójstwo – nie wierzy nikt. Drugi Aleksandr Litwinienko udał się na
spotkanie biznesowe w centrum Londynu, na którym podano mu herbatę zaprawioną
odrobiną radioaktywnego polonu 210. Zmarł po 3 tygodniach męczarni. Obaj
panowie byli wrogo nastawieni do Władimira Putina. Dodatkowo dowiadujemy się,
że „aktywność rosyjskich tajnych służb w Londynie jest obecnie bardziej
nasilona niż w czasach zimnej wojny”. Aż strach jechać do stolicy Wielkiej
Brytanii.
Klaustrofobia,
jak już napisałem wyżej, rozwija się właśnie poprzez takie historie. Oglądamy
seriale czy filmy, które, w momentach gdy przechodzimy przy ciemnej bramie lub
widzimy grupkę ludzi, nasuwają nam na myśl od razu jakieś niebezpieczeństwo,
które wydarzyło się na ekranie. Z gazety dowiadujemy się, że w Londynie
funkcjonuje opór rosyjskich tajnych agentów. Więc najlepiej siedźmy w domu, bo
przecież na dworze czai się niebezpieczeństwo. A przecież i w naszych czterech
ścianach nie możemy się czuć do końca bezpiecznie. Wszak sąsiedzi – agenci „systemu” czyhają zaraz za naszymi oknami, aby nie stracić ani sekundy z
naszego życia. Paradoksalnie dzisiejsza klaustrofobia oznacza strach wyjścia z zamkniętego pomieszczenia, a nie na odwrót, jak to
było do tej pory. Zapewne ma to swoją fachową nazwę w medycynie, jak wszystko,
ale nie chce mi się tego szukać. Albowiem „biedni giną od braku pomocy
medycznej, a bogaci od jej nadmiaru”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz