niedziela, 22 grudnia 2013

Świąteczna żegluga

Muszę się przyznać:  mam fobię. Nie lubię znajdować się nad dużymi zbiornikami wodnymi; perspektywa wpadnięcia do wody w środku miasta, lub w trakcie lotu, jest dla mnie przerażająca.

Zdarzało mi się pływać w rzece czy jeziorze. Morze kosztowałem tylko na jego marginesie – plaży. Natomiast z oceanem jeszcze nie miałem styczności. Wedle maksymy: powinno się być miłym dla ludzi, ale mijając każdego osobnego człowieka trzeba w głowie układać sobie  plan zabójstwa delikwenta; dlatego też przechodząc wrocławskimi mostami nad Odrą zawsze mam w głowie plan „co się stanie jeśli most się zawali”.

Z resztą zawsze jest w życiu jakaś woda, do której wpaść się chce, albo nie chce. Wylać dziecko z kąpielą; urodzić się w gorącej wodzie. Ernest Hemingway, jak się patrzy. Kolumbem nie zostałem, niestety. Za oknem nie wiem, czy to monsun zimowy się uaktywnił, czy orkan dalej szaleje. W każdym razie, 10 w skali Beauforta. Idealny wiatr, żeby rozkładać żagle i płynąć. Ale rozlałem głupot.

Denerwuje mnie, pozostając w tej wodnej nomenklaturze, że ludzie, którzy nie potrafią pływać; którzy defraudują czas, afirmując stabilny rejs w wyznaczonym kierunku, nieprzychylnie zapatrują się na heroiczną, niemal, walkę o naukę pływania i prawią morały, jakby byli najwybitniejszymi kapitanami, przełomowych okrętów. W cholerę z tą wypływającą cyklicznie na brzeg falą. Ale czy to rzeczywiście fala? Fala to forma, w którą wciśnięta jest woda. Owa fala posiada tylko formę, i to nie zawsze. Zadziwiające jak dużo osób rzuca się na tę formę.

Zatem życzę Wam – czytelnikom – żebyście spędzili te Święta jak najdalej od tej fali; żebyście zacieśnili więzy rodzinne; żebyście odnaleźli w tych Świętach: to czego już szukaliście, ale póki co bez skutku, to co znajdujecie w nich co roku, oraz to czego nie spodziewaliście się, że w nich znajdziecie.


PS   Poza tym fury prezentów
       Kuba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz