Wydawało
się, że pogoda będzie zmierzała w stronę lata, lecz marzec nie bez kozery jest
porównywany do garnca. Lubię marzec, bo choć nie przeszkadzają mi aż tak mrozy,
wiem że niedługo zacznie się robić cieplej, a stąd już tylko krok do lata –
wakacji. Trzeci miesiąc każdego roku jest prawdopodobnie najbardziej
nieprzewidywalnym ze wszystkich. Nie inaczej było w tym roku, choć ten ciekawy
miesiąc jeszcze się nie skończył.
Szczególnie
jeśli weźmiemy pod uwagę występ naszej reprezentacji w piątkowym meczu z
Ukrainą. 1:3 na Stadionie Narodowym to blamaż. Należy też dodać, że ważniejsze
od słabej postawy naszych w spotkaniu z sąsiadami, było dla internautów
zsunięcie się spodenek z tyłka Jakuba Koseckiego. Nawet w wiadomościach to
pokazano…
Były
premier wyszedł na trybunę sejmową, by oddać głos, a w zasadzie obraz, swojemu
kandydatowi na premiera. Tablet wszedł tym samym na polityczne salony. Biorąc
pod uwagę, że politycy zarabiają tyle pieniędzy siedząc na spotkaniach izby
niższej, możemy z pewną dozą prawdopodobieństwa przypuścić, że większość z nich
ma tablet. A jeśli nie, to każdy klub poselski powinien sobie to cacko sprawić.
Na posiedzenia sejmu wysyłany byłby jeden przedstawiciel, który dzwoniłby
odpowiednio do każdego ze swoich kolegów, aby Ci, poprzez wideokonferencję,
mogli przedstawić swoje pomysły. Parafrazując Abelarda Gizę: tak by się im nie
chciało, że mieliby tylko górę założoną.
Wspomniany
kabareciarz za przytoczony skecz ma ponoć zostać oskarżony o obrazę uczuć
religijnych. Ci, którzy go chcą pozwać, nie widzieli chyba stand-upów w
wykonaniu George'a Carlina czy innych amerykańskich tuzów tego gatunku. Poza tym wydaje
mi się, że nie rozumieją samej idei kabaretu. Paradoksalnie przed Gizą
występował Kacper Ruciński, który wg mnie dał jeszcze ostrzejszy występ. Nikt
tego jednak nie odnotował.
Wybór
papieża ktoś skwitował słowami - „wybrano
chuja”. Wiadomo nie od dziś, że artyści bywają ekscentryczni. Nie będę oceniał
tych słów. Powiem jedynie, że w każdym garnku trochę pieprzu się przyda, żeby
potrawa nabrała smaku. Marzec uśmiechnął się do mnie.
Kolejny
raz Marzanna została utopiona w oceanie alkoholu, bo przecież 21 marca to
wyśmienita okazja, żeby ogłupić organizm. W tym roku wódki i innych alkoholi
nie trzeba było nawet wsadzać do lodówki/zamrażarki – butelki same się
ochłodziły w trakcie podróży ze sklepu do domu.
Wracając
do piłki: we wtorek Polacy zagrają z San Marino. Mój przyjaciel uspokoił mnie,
że mecz z Ukrainą to była mistyfikacja Waldemara Fornalika – nie chciał on
odkrywać kart przed kluczową potyczką z piekarzami, policjantami, lekarzami
oraz nauczycielami z reprezentacji włoskiej enklawy. Okładki gazet sportowych w
środę będą następujące: „Polacy podnieśli się po porażce z Ukrainą”,
„Lewandowski wreszcie strzela, San Marino na kolanach”, „Świetny mecz naszych,
Polska – San Marino tysiąc do zera”.
W
marcu jak w garncu. Wynalezienie garnka był to przełomowy moment w historii
ludzkości. Od tamtej pory możemy w spokoju gotować ryż i makaron, bo w zasadzie
nie wiem co można tam jeszcze ugotować – kiepski ze mnie kucharz. Zupę! Mój
tata robi najlepszy rosół na świecie, moja mama robi najsmaczniejszą selerową
we wszechświecie. A marzec, jak co roku, zrobił nam taką zupę, jakiej się nie
spodziewaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz