niedziela, 24 marca 2013

W marcu jak…


Wydawało się, że pogoda będzie zmierzała w stronę lata, lecz marzec nie bez kozery jest porównywany do garnca. Lubię marzec, bo choć nie przeszkadzają mi aż tak mrozy, wiem że niedługo zacznie się robić cieplej, a stąd już tylko krok do lata – wakacji. Trzeci miesiąc każdego roku jest prawdopodobnie najbardziej nieprzewidywalnym ze wszystkich. Nie inaczej było w tym roku, choć ten ciekawy miesiąc jeszcze się nie skończył.

Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę występ naszej reprezentacji w piątkowym meczu z Ukrainą. 1:3 na Stadionie Narodowym to blamaż. Należy też dodać, że ważniejsze od słabej postawy naszych w spotkaniu z sąsiadami, było dla internautów zsunięcie się spodenek z tyłka Jakuba Koseckiego. Nawet w wiadomościach to pokazano…

Były premier wyszedł na trybunę sejmową, by oddać głos, a w zasadzie obraz, swojemu kandydatowi na premiera. Tablet wszedł tym samym na polityczne salony. Biorąc pod uwagę, że politycy zarabiają tyle pieniędzy siedząc na spotkaniach izby niższej, możemy z pewną dozą prawdopodobieństwa przypuścić, że większość z nich ma tablet. A jeśli nie, to każdy klub poselski powinien sobie to cacko sprawić. Na posiedzenia sejmu wysyłany byłby jeden przedstawiciel, który dzwoniłby odpowiednio do każdego ze swoich kolegów, aby Ci, poprzez wideokonferencję, mogli przedstawić swoje pomysły. Parafrazując Abelarda Gizę: tak by się im nie chciało, że mieliby tylko górę założoną.

Wspomniany kabareciarz za przytoczony skecz ma ponoć zostać oskarżony o obrazę uczuć religijnych. Ci, którzy go chcą pozwać, nie widzieli chyba stand-upów w wykonaniu George'a Carlina czy innych amerykańskich tuzów tego gatunku. Poza tym wydaje mi się, że nie rozumieją samej idei kabaretu. Paradoksalnie przed Gizą występował Kacper Ruciński, który wg mnie dał jeszcze ostrzejszy występ. Nikt tego jednak nie odnotował.

Wybór papieża ktoś skwitował słowami -  „wybrano chuja”. Wiadomo nie od dziś, że artyści bywają ekscentryczni. Nie będę oceniał tych słów. Powiem jedynie, że w każdym garnku trochę pieprzu się przyda, żeby potrawa nabrała smaku. Marzec uśmiechnął się do mnie.

Kolejny raz Marzanna została utopiona w oceanie alkoholu, bo przecież 21 marca to wyśmienita okazja, żeby ogłupić organizm. W tym roku wódki i innych alkoholi nie trzeba było nawet wsadzać do lodówki/zamrażarki – butelki same się ochłodziły w trakcie podróży ze sklepu do domu.

Wracając do piłki: we wtorek Polacy zagrają z San Marino. Mój przyjaciel uspokoił mnie, że mecz z Ukrainą to była mistyfikacja Waldemara Fornalika – nie chciał on odkrywać kart przed kluczową potyczką z piekarzami, policjantami, lekarzami oraz nauczycielami z reprezentacji włoskiej enklawy. Okładki gazet sportowych w środę będą następujące: „Polacy podnieśli się po porażce z Ukrainą”, „Lewandowski wreszcie strzela, San Marino na kolanach”, „Świetny mecz naszych, Polska – San Marino tysiąc do zera”.

W marcu jak w garncu. Wynalezienie garnka był to przełomowy moment w historii ludzkości. Od tamtej pory możemy w spokoju gotować ryż i makaron, bo w zasadzie nie wiem co można tam jeszcze ugotować – kiepski ze mnie kucharz. Zupę! Mój tata robi najlepszy rosół na świecie, moja mama robi najsmaczniejszą selerową we wszechświecie. A marzec, jak co roku, zrobił nam taką zupę, jakiej się nie spodziewaliśmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz