Od transformacji minęło już przeszło 20 lat, a My wciąż na wszystko
narzekamy. Nasze wymagania znacząco wzrosły. Ale na pewne rzeczy potrzeba
więcej niż dwie dekady. Denerwujemy się, a żyjemy z roku na rok coraz lepiej.
Chcielibyśmy żyć jak w bajce.
Nasze oczekiwania zostały przestawione na niebotyczne tory. Wszak to
normalne, że po tylu latach uciemiężenia chcemy dorównać do najbardziej
rozwiniętych krajów. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że kraje
zachodnioeuropejskie lub inni światowi potentaci nie byli objęci Żelazną Kurtyną, która zatrzymała lub
znacząco wyhamowała nasz normalny rozwój. Dlatego teraz chcemy dużo brać, a
mało dawać, czyli odwrotnie niż w czasach PRL-ZSRR.
Te 20 lat to pierwszy od b. dawna okres, kiedy nic nas nie nęka.
Jesteśmy suwerennym narodem zmierzającym, pod unijną banderą, w stronę tak
długo wyczekiwanej przez nas integracji europejskiej, której chcielibyśmy być
pełnoprawnym graczem, a nie pionkiem.
Ostatnio ponownie zostaliśmy największym beneficjentem siedmioletniego
budżetu unijnego. Jednakże w mediach słyszymy głosy, że można było wziąć
jeszcze więcej i dlatego teraz nie dyskutujemy o niewątpliwym sukcesie naszej
dyplomacji, tylko o kolejnej porażce RP za granicą. Jak to z nami jest?
„Jest tak, jak zawsze w Polsce bywało w spokojnych czasach: nerwy nas
ponoszą, bo nie są przyzwyczajone do długotrwałego spokoju. Trochę jak
rozpieszczony system nerwowy alergików wariuje z byle powodu, bo nie ma z czym
walczyć, za czysto wokoło, więc rusza do boju z powodu byle bodźca. Czymś
przecież trzeba się denerwować, żeby nie zasnąć, wykonując te codzienne
czynności.” - celnie zauważył na łamach POLITYKI Michał Witkowski.
Dajemy się łatwo prowokować. Jesteśmy nieufni. Z dużym dystansem
podchodzimy do wszystkich działań prowadzonych zarówno na arenie krajowej, jak
i międzynarodowej, bo w zasadzie jest nam dobrze. Ale nigdy nie jest tak
dobrze, żeby nie mogło być lepiej – powiedział Statler do Waldorfa.